wtorek, 2 maja 2023

Prolog

Prolog

Ilsa 

Patrzyłam, jak przemierzał korytarz z plecakiem przerzuconym przez ramię. Jego włosy w kompletnym nieładzie swobodnie opadały na czoło. Zwracałam uwagę na każdy szczegół, bo tak bardzo pragnęłam to zapamiętać. Podziwianie go z daleka było jedyną możliwością.

Należał do niej. Królowej West Academy, która z wdziękiem szła tuż obok niego. Jej kasztanowe, nieco rudowe włosy, lśniły w blasku jarzeniówek. Uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając wzrok na pogięty notes i westchnęłam tylko. Ich życie przypominało bajkę. Każdy w szkole wiedział, że skończą razem w wielkiej willi odziedziczonej po rodzinie Hamiltonów.

– Muszę iść na biologię. Spotkamy się przed szkołą – jego ciepły głos dotarł do moich uszu, lecz nie podniosłam wzroku. Był zbyt blisko. Nie chciałam, by Królowa nabrała podejrzeń. Zacisnęłam palce na poplamionej pocztówce z Węgier, którą moi rodzice nadali kilka tygodni temu. Skupiłam na niej całą uwagę, aż mogłam odetchnąć, bo on... odszedł.

– Ilsa. – Przede mną ukucnęła Aurora. – Rumienisz się.

– Jak zawsze. – Spojrzałam na przyjaciółkę z cieniem uśmiechu na twarzy. – Zakochałam się, ale nie mów nikomu.

– Słowo honoru. – Mrugnęła do mnie, podnosząc się i czekając, aż zrobię to samo.

Gdy wróciłam do domu, babcia zagoniła mnie do stołu i postawiła przede mną talerz z obiadem. Spojrzałam na nią pochmurnie.

– Ja mam to niby zjeść? To porcja dla pułku wojska. Coś ci się pomyliło.

– O nie, kochana, nic mi się nie pomyliło. Rośniesz, musisz jeść regularnie. Proszę zajadać – odparła, wycierając ręce w ścierkę.

Babcia Larina nie znała słowa „umiar” oraz jego definicji. Po drugim daniu zawsze podawała deser, a w weekendy obiad składał się także z zupy. Babcia przywiozła ze sobą cały segregator przepisów i wszystkie je wypróbowała. Może, gdy mieszkała w Danii, sądziła, że w San Francisco nie mamy jedzenia?

– Jak było w szkole? Rozmawiałaś z nim? – Uśmiechnęła się ciepło i oparła ręce na krześle przede mną.

Pokręciłam głową, wpychając do ust gotowane ziemniaki. Niczego bardziej nie pragnęłam, niż rozmowy z Alexandrem Hamiltonem, ale to zdawało się zostać jedynie czczym życzeniem.

– Dlaczego? To taki miły chłopak...

– Babciu. – Westchnęłam cicho. – Nie chcę o tym rozmawiać.

– No dobrze – powiedziała niezadowolona, a w jej głosie było słychać duński akcent. – Wychodzę do pracy. Poradzisz sobie?

– Jak zawsze.

– Jak zawsze, moja ty kochana. – Cmoknęła mnie w czoło i wróciła do kuchni.

Jak zawsze sama – dodałam w myślach.

 

niedziela, 4 czerwca 2017

[01]

Alexander
– Ale błagam cię, zamknij się już! – Wybuchnąłem, uderzając dłońmi w kierownicę.
Nie mogłem słuchać jej pieprzenia. Ciągle o tym samym, jak zdarta płyta. Doskonale wiedziała, jak bardzo ten temat doprowadzał mnie do szału, a i tak mnie prowokowała.
– Och, ktoś tu ma problemy z agresją. Może warto zainwestować w terapię, zamiast łajdaczyć się po mieście? – syknęła.
– Przysięgam... – Zacisnąłem palce na nasadzie nosa, nim się do niej odwróciłem – że jeśli nie przestaniesz mówić, wrócisz pieszo, na tych jebanych szpilkach.
Po tych słowach wysiadłem z auta i kopnąłem żwir, który miałem pod nogami. Z kieszeni marynarki wyszarpałem paczkę papierosów i dopiero nikotyna nieco mnie uspokoiła. Egoistka wysiadła z samochodu, śmiejąc się pod nosem. Nie odwróciłem się do niej, bo widok jej twarzy mógłby sprawić, że zacząłbym krzyczeć. Nie mogłem sobie na to pozwolić, nie przed domem rodziców, do którego zaraz mieliśmy wejść.
– Kochanie, spóźnimy się – powiedziała łagodnie, wchodząc w rolę idealnej damy.
Rzuciłem niedopałek na ziemię i zdeptałem go, spinając wszystkie mięśnie. Po chwili jednak udało mi się choć trochę opanować i wyprostowany odwróciłem się do narzeczonej. Uśmiechnęła się do mnie słodko, a gdy podałem jej ramię, objęła je ręką.
– Bardzo dobrze skrojony garnitur. Świetnie, że zmieniłeś w końcu krawca. Tamten się nie nadawał.
Zignorowałem jej słowa, licząc w myślach do dziesięciu. Ta metoda często pomagała mi się uziemić. Przy Egoistce używałem jej nierzadko.
Zapukałem do dębowych drzwi. W środku rozległy się kroki i w progu stanęła gosposia, pani Jones. Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
– Dobry wieczór, państwu – przywitała nas uprzejmie i odsunęła się, jak to miała w zwyczaju, aby zrobić nam miejsce.
Później odebrała od nas płaszcze. Gdy zsuwałem z ramion czarny materiał, usłyszałem szelest sukni i to nie zza moich pleców. Podniosłem wzrok na schody i oniemiały zastygłem w bezruchu. Na szczycie stała wysoka kobieta, w kobaltowej sukience, z kolią pereł na szyi. Powiodłem po niej spojrzeniem, nie mogąc się powstrzymać. Była zjawiskowa i przez chwilę zwątpiłem w to, czy istnieje naprawdę. Ale przecież nie miałem zwidów. Była tutaj.
– Alexander. – Przede mną wyrósł ojciec, uśmiechając się szeroko. – Jesteście. Nareszcie. Wszyscy na was czekają.
Uścisnął mnie, ale ja nie odrywałem wzroku od kobiety, która powolnym krokiem schodziła na dół. Dopiero teraz zauważyłem, że za rękę trzymała Archera. Zobaczył mnie i zaczął piszczeć z radości.
– Wujek! – wykrzyknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
– Dobry wieczór – przywitała się kobieta, która towarzyszyła mojemu bratankowi.
– To jest Sophie, opiekunka i nauczycielka Archera – wyjaśnił tata. – Sophie dołączy do nas przy kolacji.
Skinąłem głową. Niebieskie oczy bacznie mi się przyglądały, a po chwili na ślicznej twarzy pojawił się uśmiech.
– Ach, gdzie moje maniery – odezwałem się w końcu. – Alexander Hamilton. 
– Alex. – Egoistka odkaszlnęła, znacząco ściskając mnie za ramię i stając tuż obok.
– I moja narzeczona, Felicity Reed – dodałem cicho.
– Bardzo miło państwa poznać. Archer nie mógł się doczekać wizyty wujka Alexa.
Jak na zawołanie mały człowiek objął rękoma moje nogi i wtulił się we mnie mocno. Ze śmiechem pochyliłem się, by wziąć go na ręce. Razem z przylepą ruszyłem do salonu, gdzie znajdowali się już znajomi ojca. Zaprosił ważnych ludzi ze świata biznesu, których znałem z bankietów, bali i spotkań firmowych. To przed nimi miałem zaprezentować swoją narzeczoną, a w tym momencie nie mogłem nawet na nią patrzeć. Skinąłem głową do siedzących wokół stołu par.
– Gdzie siadamy, kawalerze? – szepnąłem do chłopca.
– Hm... Ja ce obok Sophie. – Uśmiechnął się i wyszczerzył się do mnie, ukazując kilka białych zębów.
Posadziłem go więc na krześle i odsunąłem drugie dla dziewczyny o niebieskich oczach.
– Dziękuję.
– Kochani – głos mamy przerwał rozmowy. Stanęła w progu salonu i zwróciła na siebie uwagę zgromadzonych.
Wymusiłem uśmiech, choć z trudem, bo nie potrafiłem zrozumieć tego przedstawienie, za jakie odpowiadała. To ona zorganizowała całą szopkę z zaręczynami. Ja byłem za tym, aby nie odbiło się to echem, ale oczywiście, nikt mnie nie słuchał.
– Skoro Felicy i Alex są już z nami, to wznieśmy toast na ich cześć – zarządziła i uniosła kieliszek szampana. Tata objął ją w pasie, uśmiechając się serdecznie w naszą stronę.
Naszą, bo Egoistka przyglnęła do mnie całym ciałem.
– Zachowaj dystans albo nadepnę ci na nogę – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, biorąc od kelnerki kieliszek. Uśmiechnąłem się miło.
– Brzmisz jak bachor. – Felicity wywróciła oczami.
–Wypijmy toast za moją matkę. Ta kobieta staje na głowę, by organizować piękne przyjęcia. Za Elisabeth. – Zmieniłem temat i uniosłem kieliszek.
Mama przyszpiliła mnie wzrokiem, ale nikt nie zaprotestował. Wypiliśmy za nią. Objąłem Felicity w pasie i zacisnąłem palce na jej biodrze.
– Odpierdol się ode mnie, dobrze? – wyszeptałem jej do ucha. – Nie mów do mnie, nie oddychaj w moją stronę, nie patrz w moim kierunku.
Nie dałem jej odpowiedzieć. Odsunąłem krzesło i opadłem na miejsce tuż obok Archera, który zajęty był oglądaniem tatuaży na ręce opiekunki. Przyjrzałem się jej nadgarstkowi, który zdobił czarny kontur bukietu bzu, a trochę wyżej, na przedramieniu znajdował się tatuaż gipsówki.
– Jak długo jesteś opiekunką Archera? – spytałem Sophie.
Spojrzała mi w oczy, odgarniając włosy za ucho.
– Od trzech tygodni. Świetnie się dogadujemy, co Archie?
– Tak. – Chłopiec pokiwał głową i uśmiechnął się szeroko. Położył palce na gipsówce. – Mogę pokololować?
– Pewnie. Może jutro?
Zgodził się i wyciągnął rączkę po szklankę z sokiem. Podałem mu ją.
– Pięknie państwo razem wyglądają – powiedziała Sophie.
Uniosłem brew, z powątpieniem wypisanym na twarzy. Naprawdę ona też się nabrała na to przedstawienie? Wydawało mi się, że nie wypadam wiarygodnie, ale najwidoczniej byłem dobrym aktorem.
– A ty? Czym się zajmujesz? – Sophie, nakładając małemu jedzenie, zerknęła na mnie.
– Też się opiekuję, ale kasynami ojca. Organizujemy też imprezy sportowe i sponsorujemy je.
– No tak. Głupie pytanie, powinnam wiedzieć.
– Nic nie powinnaś, Sophie. Bardzo miło mi się z tobą rozmawia, ale muszę zrobić tournée wokół stołu. Wybacz – przepraszając, podniosłem się i zapiąłem guzik marynarki.
Rozmowy z gośćmi rodziców i wysilanie się, aby zadowolić matkę, odwróciły moją uwagę od opiekunki i małego. Zauważyłem ich dopiero, gdy wchodzili na górę, za pewne idąc spać.
– Zostaniecie na noc? – Mama położyła dłoń na moich plecach i uśmiechnęła się ciepło.
– Nie. Wracam do siebie. – Pocałowałem ją w czoło i wyswobodziłem się od jej dotyku.
Odwróciłem się i wpadłem wprost na narzeczoną. Westchnąłem zirytowany. Spojrzała mi w oczy, unosząc podbródek. Jej kasztanowe włosy okalały jej bladą twarz i w tym momencie wyglądała jak królowa śniegu. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, a we mnie rósł gniew, który pragnął ujścia.
– Widziałam, jak na nią patrzysz. Jeśli mnie zdradzisz, z kimkolwiek, to...
Dotknąłem jej policzka.
– Moje kochanie – szepnąłem i pochyliłem się do jej ucha: – Nigdy więcej nie waż się mi grozić. Jesteś pionkiem w tej grze. Myślisz, że ustalasz zasady albo, że masz namiastkę kontroli, ale przekonasz się, że nie masz nic. Na razie pozwalam ci na różne wyskoki, pyskowanie i panoszenie się, lecz to się skończy.
– Alexie, dlaczego taki jesteś? Dlaczego nie możesz mnie po prostu kochać? – W jej głosie usłyszałem nutę desperacji.
– Nigdy nie będę cię kochał. Nigdy nie będziesz dla mnie ważna. Obrączka na palcu tego nie zmieni. Powiedziałaś „a”, będziesz musiała powiedzieć „b”. A teraz zabierz ręce i jedz kawior, bo jest za darmo – syknąłem.
Wychodząc z salonu, czułem na sobie wzrok matki. Jak zawsze taka sama. Rozczarowana. Przynajmniej była przyzwyczajona.