Prolog
Ilsa
Patrzyłam, jak przemierzał korytarz z plecakiem przerzuconym przez ramię. Jego włosy w kompletnym nieładzie swobodnie opadały na czoło. Zwracałam uwagę na każdy szczegół, bo tak bardzo pragnęłam to zapamiętać. Podziwianie go z daleka było jedyną możliwością.
Należał do niej. Królowej West Academy, która z wdziękiem szła tuż obok niego. Jej kasztanowe, nieco rudowe włosy, lśniły w blasku jarzeniówek. Uśmiechnęłam się pod nosem, spuszczając wzrok na pogięty notes i westchnęłam tylko. Ich życie przypominało bajkę. Każdy w szkole wiedział, że skończą razem w wielkiej willi odziedziczonej po rodzinie Hamiltonów.
– Muszę iść na biologię. Spotkamy się przed szkołą – jego ciepły głos dotarł do moich uszu, lecz nie podniosłam wzroku. Był zbyt blisko. Nie chciałam, by Królowa nabrała podejrzeń. Zacisnęłam palce na poplamionej pocztówce z Węgier, którą moi rodzice nadali kilka tygodni temu. Skupiłam na niej całą uwagę, aż mogłam odetchnąć, bo on... odszedł.
– Ilsa. – Przede mną ukucnęła Aurora. – Rumienisz się.
– Jak zawsze. – Spojrzałam na przyjaciółkę z cieniem uśmiechu na twarzy. – Zakochałam się, ale nie mów nikomu.
– Słowo honoru. – Mrugnęła do mnie, podnosząc się i czekając, aż zrobię to samo.
Gdy wróciłam do domu, babcia zagoniła mnie do stołu i postawiła przede mną talerz z obiadem. Spojrzałam na nią pochmurnie.
– Ja mam to niby zjeść? To porcja dla pułku wojska. Coś ci się pomyliło.
– O nie, kochana, nic mi się nie pomyliło. Rośniesz, musisz jeść regularnie. Proszę zajadać – odparła, wycierając ręce w ścierkę.
Babcia Larina nie znała słowa „umiar” oraz jego definicji. Po drugim daniu zawsze podawała deser, a w weekendy obiad składał się także z zupy. Babcia przywiozła ze sobą cały segregator przepisów i wszystkie je wypróbowała. Może, gdy mieszkała w Danii, sądziła, że w San Francisco nie mamy jedzenia?
– Jak było w szkole? Rozmawiałaś z nim? – Uśmiechnęła się ciepło i oparła ręce na krześle przede mną.
Pokręciłam głową, wpychając do ust gotowane ziemniaki. Niczego bardziej nie pragnęłam, niż rozmowy z Alexandrem Hamiltonem, ale to zdawało się zostać jedynie czczym życzeniem.
– Dlaczego? To taki miły chłopak...
– Babciu. – Westchnęłam cicho. – Nie chcę o tym rozmawiać.
– No dobrze – powiedziała niezadowolona, a w jej głosie było słychać duński akcent. – Wychodzę do pracy. Poradzisz sobie?
– Jak zawsze.
– Jak zawsze, moja ty kochana. – Cmoknęła mnie w czoło i wróciła do kuchni.
Jak zawsze sama – dodałam w myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz